^Do góry
baner

Luty 2017 r. Spotkanie Bractwa w dawnej szkole

 

        Oczywiście mowa tu o byłym już Zespole Szkół Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu przy ul. Brucknera 10. Spotkaliśmy się w Izbie Pamięci, którą za zgodą dyrektora XIV LO, utworzyło i trzyma nad nią pieczę Stowarzyszenie Absolwentów TŻŚ. Serdecznie przywitał nas właśnie prezes Stowarzyszenia Waldek Rybicki (TŻŚ 1978 r.). Przy okazji poinformował o zaawansowaniu starań związanych z reaktywowaniem wrocławskiej szkoły żeglugi śródlądowej. Tak, jak już wcześniej zostało ustalone, powstanie przy Zespole Szkół nr 18 na ul. Młodych Techników. Wprowadzana reforma szkolnictwa pozwala na tworzenie szkół resortowych. „Otrzymałem właśnie prośbę z MGMiŻŚ o wskazanie kandydatów na stanowisko dyrektora szkoły, który zajmie się sprawami związanymi z organizacją szkoły, a później naborem uczniów”- powiedział prezes Stowarzyszenia Absolwentów. Wspomniał też o organizowanym w tym roku zjeździe absolwentów z okazji 70-lecia utworzenia we Wrocławiu szkoły żeglugi śródlądowej. Zaapelował do członków Bractwa o pomoc w organizacji zjazdu.

         Obecność w murach swojej dawnej szkoły przywołuje wspomnienia tych młodzieńczych, beztroskich lat. Jak przystało na hierarchię w Bractwie rozpoczął nasz senior, najstarszy z obecnych absolwentów Jerzy Onderko (1951 r. PSŻŚ i 1969 r. TŻŚ zaocznie). „Do szkoły trafiłem przez mojego brata Ryszarda (PSŻŚ 1950 r.), który rozpoczął naukę o rok wcześniej. Zacząłem w budynku przy ul. Siemieńskiego, a skończyłem już na Brucknera 10. Dyrektorem szkoły był Antoni Gregorkiewicz, zwolennik twardej, wojskowej dyscypliny. Trudno nam było się przyzwyczaić do takiego drylu. Z nauczycieli pamiętam inż. Zygmunta Magę, uczył mechaników, był dość surowy i wymagający. Nawigatorów uczył Jan Sobiegraj, przedwojenny bosman na kanonierkach wód Pińskich, partyzant z lasów Świętokrzyskich. Kierownikiem internatu był Ryszard Skała, oficer rezerwy zwany „porucznikiem”. Uczył nas też WF-u, geografii, zagadnień społeczno-gospodarczych. Kształciłem się w kierunku mechanicznym. Pierwsze doświadczenie zdobyłem przy czyszczeniu kotła na bocznokołowcu „Wałbrzych”. Na nim zaczął pływać mój brat, kiedy poszedłem do niego w odwiedziny, statek stał przy nabrzeżu warsztatowym, w rejonie mostu Trzebnickiego. Na „Wałbrzychu” trzeba było oczyścić kocioł z kamienia. Właz do kotła był niewielkich rozmiarów, ja też byłem skromnej postury. Brat zaproponował abym to ja wszedł do kotła i obstukał osadzony tam kamień. Zgodziłem się i tak przez parę dni klupałem w kotle. Dodać trzeba, że nie za darmo. W 1949 r. całą szkołą witaliśmy w śluzie Rędzin przypływające z Holandii pierwsze holowniki HP Jarowid i HP Światowid. Z humorystycznych wydarzeń, choć w tym okresie to nie było do śmiechu, przypominam sobie jak jadąc tramwajem, usłyszałem rozmowę w grupie osób, że do dymisji poddaje się przywódca socjalistycznego świata Józef Stalin. Na lekcji wiedzy o świecie współczesnym zapytałem nauczyciela, czy to prawda. Krzyknął na mnie: - Siadaj, ty głupi! Zostałem potem wezwany do dyrektora Gregorkiewicza: - Czyś ty oszalał? Co ty wygadujesz? Przecież ojciec twój może pójść za to do więzienia. Sprawę jakoś wyciszono, ale dopiero wtedy uświadomiłem sobie, w jakich czasach przyszło mi żyć.”

         Władysław Kaczmarczyk (TŻŚ 1965r.) zaczął od opowieści o lekcjach z najbardziej chyba wspominanym (lata 1950 – 1960) nauczycielu historii Stanisławie Waszczyńskim inaczej „Cyra”.

Sławny wpis do dziennika „Klasa chodzi po klasie i nie zwraca uwagi na moje uwagi”, dziś już nie wiadomo, której klasy dotyczy, bo przypisują to sobie różne roczniki.” Na jednej z lekcji z „Cyrą” któryś z uczniów nieco się „rozprężył”, a że to było po internatowym jedzeniu w klasie rozszedł się smród niesamowity. Sprawca został wskazany i profesor kazał mu wyjść za drzwi. - Panie profesorze, to jest nie logiczne. Mystkowski wyszedł na korytarz, a my w tym smrodzie siedzimy – zwrócił uwagę „Cyrze” jeden z uczniów. Profesor popatrzył na klasę i wrzasnął: - Wyjść natychmiast na korytarz! Byliśmy pewnego razu z profesorem w kinie, pewnie na jakimś historyczny filmie. Na lekcji historii „Cyra” pyta 

o wrażenia z filmu. Specjalnie nie kwapiliśmy się do odpowiedzi. Padło na Łucuszyna. – Mnie najbardziej utkwił w pamięci ten aktor, co miał kinola jak pan. Na to profesor: - Same mądrości. Za drzwi ty durniu! Abyś zmądrzał i się poprawił! Wychodzący za drzwi Antek odrzekł: - Nawzajem, nawzajem panie profesorze.

       Jeszcze o profesorze S.Waszczyńskim opowiadał Staszek Korpacki (PSTŻŚ 1962 r.): „- Byliśmy na obozie kondycyjnym nad jeziorem. Komendantem był „Cyra”. Rano pobudka i gimnastyka w wodzie. My na płytszej z brzegu, profesor na nieco głębszej wodzie. Robimy przysiady. Przy pozycji wyprostowanej „Cyrka” ukazał nam całą swoją męskość, jego galoty zostały w wodzie poniżej kolan. Ryknęliśmy śmiechem. Na to profesor: - No, co nie widzieliście chłopa gołego?

       Swoje praktyki szkolne wspominał Michał Howorski (TŻŚ 1967 r.). „Pierwszą praktykę miałem na „Młodej Gwardii” w 1964 r. w czerwcu. Zacumowaliśmy w Opolu. Odbywał się akurat Festiwal Piosenki Polskiej. Mieliśmy okazję wysłuchać piosenki „Jedziemy autostopem” w wykonaniu Karin Stanek. Na kolejną praktykę trafiłem na „Westerplatte”. Wspaniały, daleki rejs aż do Krynicy Morskiej. Pamiętam do dzisiaj przepiękny widok we mgle zamku w Malborku. Miałem poranną wachtę. Na powrocie mieliśmy trochę przygód na Wiśle. Usiedliśmy na mieliźnie. Próbowaliśmy ściągnąć się własnymi siłami. Wywoziliśmy linę na brzeg, kotwice. Nie dało rady. Dopiero wezwany holownik ściągnął nas z mielizny.

Na indywidualnej praktyce w 1966 r. pływałem na statku pasażerskim „Neptun”. Mieliśmy na pokładzie wycieczkę polskich i niemieckich studentów. Byłem wtedy pierwszy raz za granicą w DDR-ach.

Chcę dodać, że z wielką sympatią wspominam te szkolne lata. W TŻŚ uczono nas wszystkiego, nie tylko od strony technicznej, ale i duchowej. Organizowane były wyjścia do kina, teatru, na koncerty. Na internatowej świetlicy przynajmniej raz w miesiącu koncerty muzyczne i wokalne, które przez pewien czas prowadzili państwo Dzieduszyccy. Poziom nauczania był też na dość wysokim poziomie. Na 26 absolwentów z klasy 15 ukończyło studia. Tu zasługa dyrektora Tadeusza Cieśli, który dobierał odpowiednią, wymagającą od nas kadrę pedagogiczną,”

     „Ja też miałem praktykę na „Młodej Gwardii”- wspomina Władek Kaczmarczyk. Popłynęliśmy do Gdańska. W ładowni mieliśmy jakieś skrzynie dla Wyższej Szkoły Morskiej. Staliśmy na Motławie. Kapitan Józef Bąk wymyślił mycie burt naszego statku. We trzech z łodzi szczotkami szorowaliśmy poszycie burtowe. W pewnym momencie znaleźliśmy się na wysokości tzw.”wyrzutni”, czyli wylotu za burtę ścieków z ubikacji. Nie przyszło nam do głowy, aby na ten czas ubikację zamknąć. No i stało się. Ktoś skorzystał z ubikacji, spuścił wodę i to wszystko spłynęło na ekipę szorującą burtę, czyli na nas.

Nie przytoczę tu słów, jakie wtedy użyliśmy.”

      „W okresie mojej nauki – opowiadał Waldek Rybicki (TŻŚ 1978 r.) – mieliśmy zajęcia warsztatowe 

na szkolnym holowniku „Danek”. Prowadził je obecny tu na spotkaniu Henryk Pierchała (TŻŚ 1966 r.). Pływaliśmy w rejonie Wrocławia ucząc się cumowania, śluzowania i wykonywania różnych manewrów. Wszystko to trzeba było opisywać, ubarwiać rysunkami w prowadzonych przez nas dzienniczkach. Oddawało się to potem do sprawdzenia i oceny prowadzącemu zajęcia. Chcą sprawdzić czy Henio to czyta umieściłem rysunki z wykonywanych czynności, a zamiast ich opisu zacytowałem „Pana Tadeusza”

- Litwo ojczyzno moja… itd. Otrzymałem 4+.”

         Opowieści i wspomnień o nauczycielach, wychowawcach w internacie, wydarzeniach w szkole było wiele. Trudno je tu nawet w skrócie opisać. Dotyczyły one okresu od początku utworzenia szkoły do lat 1970, bo w spotkaniu uczestniczyli absolwenci z tych lat. Młodszych niestety nie było. Nie dopisali nam też z tamtego okresu nauczyciele. Z kadry pedagogicznej w spotkaniu uczestniczył ostatni dyrektor Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej Hubert Adamczyk i wieloletni nauczyciel młodych kadr Henryk Pierchała. Kiedy rozstawaliśmy się uczestnicy stwierdzili, że spotkanie było bardzo sympatyczne i z chęcią przyjdą na kolejne.

        W marcu pierwszy czwartek to 2.03. I to jest termin comiesięcznego spotkania Bractwa Mokrego Pokładu. Pewnie będzie już cieplej i będziemy mogli już pobiesiadować na barce Irena. Do zobaczenia.

T. Sobiegraj

 

Wyszukiwarka

Copyright © 2013. Mateusz Haglauer Rights Reserved.


Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Polityka cookies