^Do góry
baner

Pożegnanie Kapitana Władysława Stypczyńskiego.

Pożegnanie Kapitana Władysława Stypczyńskiego.
Koledzy żeglugowcy godnie pożegnali jednego z ostatnich Kapitanów czasów samospławu, pary i diesla na ostatni rejs z którego powrotu już nie ma! Bardzo ceniony fachowiec, a przede wszystkim dobry człowiek, wychowawca wielu pokoleń marynarzy.
Przy asyście pocztu sztandarowego Technikum Żeglugi Śródlądowej i dźwiękach dzwonu okrętowego w obecności najbliższej rodziny oraz przyjaciół - kolegów, którzy przyjechali z odległych stron aby pożegnać ojca, dziadka, członka załogi Kapitana statku na którym wspólnie odbyli wiele rejsów. Wygłoszone zostały mowy pożegnalne i wspomnieniowe.:
Synowie: Jarosław i Andrzej
Wnuki: Sebastian, Elżbieta, Daniel( zginął w wypadku samochodowym w lipcu 2022, miał 23 lata) Prawnuki: Lena, Bartek, Nadia, Stasiu.
Zamiłowanie do żeglugi zrodziło się w 1944 r„ gdy jako 10-letni chłopiec płynął górną Notecią w okolicach Łabiszyna, załadowaną kopalniakami berlinką, samospławem na pych i pod żaglem.
Wiele wody upłynęło w rzekach, wielu dramatycznych przeżyć doświadczył: nalotów bombowych w Berlinie, rozłąki z matką. Matka była Niemką, a ojciec Polakiem, ojciec zaciągnął się do wojska polskiego i walczył na foncie, natomiast matka, gdy szedł wschodni front uciekła do Berlina. W czasie zdobywania Berlina przez wojska radzieckie i polskie tato zgubił się od matki, miał wtedy 9-lat. Opowiadał nam jak było strasznie, jak dużo było ciał zabitych żołnierzy, cywilów. Rosjanie złapali go i postawili go pod murem, chcieli go rozstrzelać, wtedy zaczął mówić do nich po polsku, że jest Polakiem i tak udało mu się uniknąć rozstrzelania. Rosjanie przekazali go wojsku polskiemu, a następnie przewieziono go do Polski, gdzie odnalazł go ojciec.
W swoich wspomnieniach wielokrotnie powtarzał nam, żebyśmy nigdy nie przeżyli wojny, bo to jest potworne zło.
Doświadczył „mizerii" życia pierwszych powojennych lat, niezrozumiałych decyzji sadów, które rozdzieliły rodzinę, zanim jego marzenia się spełniły.
Swoje miejsce na ziemi odnalazł we Wrocławiu w Żegludze na Odrze, gdzie zdobył wiedzę od marynarza do kapitana kapitanów. Wśród licznych zdobytych patentów, zdobył szczególnie prestiżowy patent pozwalający na samodzielne żeglowanie po całej Łabie i Renie. Jako jeden z pierwszych przepłynął kanał Ren-DUNAJ, wpisy widnieją w księgach. Był pod wielkim wrażeniem tego dziewiczego rejsu.
Całe życie zawodowe poświęcił łodziarce i żegludze na Odrze. Przeżył wspaniały rozwój floty odrzańskiej i zarazem jej upadek.
Po 45 latach pracy w żegludze przeszedł na emeryturę, ale nie zakończył całkowicie łodziarki. Sporadycznie pilotował polskie i niemiecki statki po rzekach i kanałach Zachodniej Europy, a szczególnie po Renie i Łabie.
W 1997 roku, po 52 latach rozłąki z matką, odnaleźli się . Poznał swoje siostry Andżelikę i Zyglinde.
W czasie pierwszego spotka z matka w jej mieszkaniu w Berlinie, zobaczyłem w oczach ojca radość i łzy.
Tato miał ze sobą zdjęcie jak był małym chłopcem, który trzymał za rękę swoja mamę,-..i taka sama fotografia wisiała na ścianie nad łóżkiem jego mamy.
Syn Jarosław poszedł w ślady ojca, jest czynnym kapitanem żeglugi. Natomiast syn Andrzej osiedlił się w Chojnie, gdzie prowadzi swoją firmę.
Tato w ostatnim czasie zmagał się z chorobą i wiekiem. Póki miał siłę uczestniczył w spotkaniach braci marynarskich.
Swoje życie opisał w książce „ Statek domem a matką żegluga" wydane przez oficyna TŻS TARNOWKA 2012 Motto taty w całym stopniu określające jego sposób jak żyć i jak przejść przez życie:
„Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie..."

 

Wyszukiwarka

Copyright © 2013. Mateusz Haglauer Rights Reserved.


Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Polityka cookies